Kategoryzacja hoteli ma służyć konsumentom – jest to bowiem zakodowany język informacji, dzięki któremu gość dowiaduje się, co otrzyma w hotelu z określoną liczbą gwiazdek. To nie rozmowa urzędnika z klientem, lecz hotelarza z potencjalnym gościem
Od lat zmorą wszystkich pracujących w turystyce jest ustawa o usługach turystycznych. Do końca lat 80. hotelarstwo jako dziedzina gospodarki formalnie nie funkcjonowało. Nie istniały akty prawne wyższego rzędu cokolwiek regulujące w tym zakresie. Był natomiast Urząd Centralny (w różnych okresach różnie nazywany), który zajmował się turystyką przy okazji działań na rzecz sportu (tym zajmowali się wszyscy).
Wszelkie normy, standardy i regulacje, a było ich bez liku, pojawiały się w formie rozporządzeń, zarządzeń i regulaminów. Ówczesne przepisy kategoryzacyjne ze standardami hotelarskimi niewiele jednak miały wspólnego – dotyczyły raczej bazy Funduszu Wczasów Pracowniczych niż średniej klasy hotelu. Wcześniejsze lata, 70, charakteryzował natomiast boom inwestycji hotelarskich „z importu” oraz wejście na nasz rynek pierwszych systemów hotelowych. Tym, którzy zapomnieli, przypominam, że najdłużej operującym systemem hotelowym w Polsce jest Intercontinental – w 1974 r. dał swoją markę orbisowskiemu Hotelowi Forum w Warszawie (dzisiejszy Hotel Intercontinental w Warszawie to ten sam znak, ale inny właściciel).
Właśnie wejście do Polski standardów międzynarodowego hotelarstwa dało początek dyskusji o prawdziwej kategoryzacji. Szczytowym w tamtych latach osiągnięciem naszej branży było otwarcie w 1976 r. pierwszego polskiego pięciogwiazdkowego obiektu – Hotelu Victoria. Zapewniło to reprezentację wszystkim kategoriom hoteli i przesądziło o rozpoczęciu prac nad pierwszymi przepisami kategoryzacyjnymi. Władze dokonały wtedy spisu obiektów o różnym standardzie, także Hotelu Victoria, w którym istniał – będący synonimem luksusu i wielkiego świata – basen (niemal wszystkie polskie filmy dziejące się „w świecie” kręcone były na basenie tego hotelu i w jego podziemnym garażu). Niepełne nowelizacje Basen w Victorii jest miejscem kultowym. Bywali tu wszyscy, od których cokolwiek zależało w naszym kraju – co paradoksalne, dzisiejszy wymóg basenu w hotelu pięciogwiazdkowym to efekt konkretnej sytuacji z lat 70. Nie znam racjonalnego powodu, dla którego dziś funkcjonowanie basenu miałoby być warunkiem ostatecznym uzyskania pięciu gwiazdek (zwłaszcza przez hotel miejski). Podobnie jest z pokojami hotelowymi, ich wielkością i wyposażeniem. Jeżeli ktoś nie wie, dlaczego dzisiaj mamy takie normy, musi sięgnąć do regulaminów z lat 70., kiedy to, przykładowo, wielkość pokoju Hotelu Forum określała standard dla hotelu czterogwiazdkowego, tak też było z liczbą krzeseł w pokoju.
Na marginesie tego standardu: dbałość, jaką wykazuje administracja o liczbę miejsc siedzących i ich rodzaj, sięga chyba tradycji imprezowania w pokojach wczasowych; pokój hotelowy służy jednak przede wszystkim do spania, nie zaś do siedzenia (zwłaszcza zbiorowego). Przykłady można mnożyć. W latach 90. uczyniono wiele dla nowelizacji ustawy (wersja pierwotna była szczytowym osiągnięciem kabaretowym) – muszę jednak oddać honor kierownictwu resortu gospodarki, które dokonało istotnych zmian w ustawie ograniczając jej śmieszność i niestosowność.
Zabrakło jednak woli, by całkiem odejść od wielu szczegółowych regulacji, które wciąż znajdują się w przepisach. Przykładowo, z niezrozumiałych dla mnie powodów, wciąż nie dopuszcza się usankcjonowania własnych standardów międzynarodowych sieci hotelowych. Przecież wejście systemów hotelowych ucywilizowało rodzime hotelarstwo, jaka jest zatem przyczyna myślenia, w którym zakłada się, że „obce” standardy zrujnują wizerunek polskich hoteli?
Zupełnym absurdem jest efekt, jaki wywołała regulacja prawna w zakresie nazewnictwa w hotelarstwie. Twórcy ustawy raczej nie zakładali, że przyczynią się do powstania nowej grupy słów w języku polskim. Myślę tu o takich tworach, jak „Otel”, „Wotel”, „Sotel”, „Hotek” etc. Co te słowa oznaczają? To pytanie do językoznawców, bo dla gości nie znaczą nic. Ważne priorytety Prawo używania nazwy „hotel” powinien mieć każdy, którego pomysł zaakceptuje, choć jeden klient. Jeżeli musimy definiować różnicę między hotelem a pensjonatem czy pensjonatem a pokojami gościnnymi – i to też na zasadach dobrowolnych, jako zbiór informacji dla klienta. Kategoryzacja hoteli ma służyć konsumentom – jest to zakodowany język informacji, dzięki któremu gość dowiaduje się, co otrzyma w hotelu określonej kategorii. Każdy hotelarz wie, że bez względu na to, co urzędnik napisał w decyzji administracyjnej, gość zaakceptuje ostatecznie relację ceny do jakości usługi i to on tak naprawdę określi kategorię obiektu.
Kategoryzacja nie może być domeną administracji. Ostatnią, na szczęście totalnie nieudaną, próbę administracyjnego wykorzystania kategoryzacji podjęto w latach 1992–94, gdy wysokość wprowadzonego VAT-u uzależniono od kategorii. Nagle zniknęły hotele pięciogwiazdkowe i zmalała liczba czterogwiazdkowych. Nie namawiam do anarchii, ale podstawową i determinującą inne problemy sprawą jest bezpieczeństwo gości, pracowników i majątku. W tym zakresie na całym świecie, także w Polsce, pojawiają się coraz dojrzalsze regulacje dotyczące budynków publicznych. Mamy też w zakresie bezpieczeństwa przeciwpożarowego, budowlanego, sanitarnego – zawodowe służby. Ustawa o turystyce tym obszarem nie powinna się zajmować i – co ważniejsze – nie powinna nadawać uprawnień innym osobom niż specjaliści do spraw kontroli wzmiankowanych wyżej zagadnień. Komisje – relikt przeszłości W zakresie systemu kategoryzacji, który powinien spełniać funkcję czysto informacyjną, urzędnicy powinni określić swoje wymagania w stosunku do branży. Natomiast kluczowa dla hotelarstwa standaryzacja powinna być przekazana samorządom hotelarskim i stowarzyszeniom branżowym. Jeżeli jest to z jakichś powodów niemożliwe, za ten proces można uczynić odpowiedzialną Polską Organizację Turystyczną. Dzisiejsze komisje kategoryzacyjne to relikt przeszłości. Przepraszam moich kolegów, którzy pracują w tych komisjach, ale z pewnością sami przyznają, że ich obecność nie zapobiega tym wszystkim zjawiskom, które towarzyszą subiektywnej ocenie rzeczywistości. Autor jest hotelarzem.
W latach 1992–2004 zajmował stanowisko prezesa zarządu spółki Orbis SA |