W ciągu ostatnich kilku lat, niemal na naszych oczach, uległa ogromnemu poszerzeniu zawartość treściowa słowa hotel. My, hotelarze, odmieniamy to słowo wiele razy dziennie przez wszystkie przypadki i pewnie też nie zauważamy tego szybkiego procesu zmian. Wcale nie lepiej wyglądają na tym polu nauczający przedmiotów hotelarskich na różnych uczelniach.
Oto niedawno opowiadał mi jeden z młodszych kolegów, który postanowił zainwestować w swoją przyszłość i podjął studia podyplomowe w szacownej stołecznej uczelni, iż nie mniej szacowna pani wykładowczyni rozpoczęła cykl wykładów z hotelarstwa od stwierdzenia, że w Warszawie znajduje się jedyny w Polsce hotel pięciogwiazdkowy. Gdy nieco bardziej przytomni studenci próbowali jednak uzupełnić wiedzę pani profesor, ta bez większego zażenowania oświadczyła, że dysponuje właśnie danymi z roku 1997. Cóż, czas płynie i trzeba się coraz mocniej starać, by bezwiednie samemu nie „popłynąć”.
Wróćmy jednak do wywołanego na wstępie tematu. Do dziś w mentalności wielu ludzi hotel jest miejscem, w którym zatrzymuje się człowiek z trzech powodów: bo nie ma w miejscowości, do której przybył, gdzie przenocować, posilić się i złożyć podróżny bagaż. Tak było zawsze. Tak było dotychczas. Ale czy tak jest obecnie? Gdyby tak było w istocie, to czym należałoby wytłumaczyć tak wielką ilość zrealizowanych w ostatnim dziesięcioleciu obiektów hotelarskich i to nie tylko w dużych miastach i nie tylko w pobliżu stacji kolejowych? Ano tym właśnie, że rola hotelu w naszych czasach ogromnie się zmieniła. Dziś w większości przypadków podróżujemy autami, bądź pociągami ekspresowymi, więc sprawy załatwiamy jednego dnia i wieczorem powracamy do domu. Pobyt w hotelu przestał być więc konieczną, choć często przecież miłą, przerwą w podróży.
Dziś coraz częściej hotel jest wysoce wyspecjalizowanym miejscem, w którym organizuje się zjazdy, kongresy, naukowe konferencje, prezentacje i cały szereg innych imprez, ściśle związanych z zawodową aktywnością ludzi, oraz działalnością firm i koncernów. W czasie tych spotkań organizatorzy realizują przeróżne cele, których nigdy nie osiągnęliby, gdyby te same imprezy aranżowali w swych siedzibach. Bo nikt inny, jak hotelarze właśnie, poprzez wyspecjalizowane służby własne, oraz współpracę z dobrymi firmami zewnętrznymi, potrafią wyczarować właściwy klimat do rozmów, zabawy, integracji. W tym właśnie roztropni hotelarze upatrują szansę na przyszłość. W świecie biznesu wyczuwa się ogromną potrzebę prezentacji. Już nie tylko racje merytoryczne decydują o udanym przedsięwzięciu, ale najogólniej pojęty wygląd i wrażenie. Owa potrzeba prezentacji dotyczy w jednakowym stopniu towarów, jak i ludzi. Krótko mówiąc: ważne jest, kto oferuje, co oferuje i jak oferuje.
Dobry hotel, świadczący swe usługi dla świata biznesu, częstokroć potrafi walnie przyczynić się do ostatecznego sukcesu swego klienta. Sam z własnej praktyki pamiętam bardzo gorącą atmosferę na sali, gdy konferowali koncesjonowani sprzedawcy pewnego produktu z całego kraju ze swym zagranicznym dostawcą. Nie były to bynajmniej wzajemne pochwały, a spotkanie zamiast godziny, trwało cztery. Kto wie, czym by się zakończyło, gdybyśmy w pewnej chwili nie zaczęli „wpuszczać” na salę obrad zapachów z bufetu, który w pełnej gotowości czekał na gości? Raz jeszcze metoda „przez żołądek” poskutkowała. Po kolacji były występy artystów, później zabawa do białego rana, zaś następnego dnia, po udanych zabiegach reanimacyjnych ze strony szefa kuchni, wszystkich pryncypialnych dyskutantów i ich małżonki poddaliśmy dalszej obróbce w lesie, na jeziorze i przy ognisku. W dniu wyjazdu czułym pożegnaniom przedwczoraj skaczącym sobie do gardeł kogutom nie było końca. Jestem przekonany, że gdyby te same nabrzmiałe problemy postanowiono rozwiązać w pięknej stołecznej siedzibie owej zagranicznej firmy, mogłoby się to zakończyć niewyobrażalną awanturą.
Mamy w Polsce coraz więcej pięknych obiektów hotelarskich, które przyciągają gości czymś, co je mocno wyróżnia. Nie zawsze musi to być bardzo wysoki standard, czerwone dywany, marmur i złoto kapiące z żyrandoli wprost pod nogi gości. Owego mieszczańskiego przepychu nie brakuje dziś na co dzień w siedzibach firm, bankach i salonach. Hotel winien mieć zawsze coś z klimatu, za którym się tęskni i w którym człowiek choć na moment może się odprężyć. Ogromna uwaga działu marketingu takiego hotelu musi być skierowana na umiejętne zorganizowanie pobytu grupy. Osoba odpowiedzialna za daną imprezę z ramienia zamawiającego wcale nie musi wiedzieć, co w szczegółach podczas tego pobytu winno się wydarzyć. Należy z niej jednak wydobyć podstawową informację: w jakim celu zaprasza w jedno miejsce grupę ludzi często z całego kraju i jaki efekt w finale chciałaby osiągnąć.
Jako, że zapotrzebowanie na świadczenie różnego typu usług rozrywkowych, integracyjnych, motywacyjnych i im podobnych jest spore, nie brakuje też firm takimi usługami się zajmujących. Znamy je dobrze, bowiem potykamy się na targach turystycznych, na targach organizatorów szkoleń i konferencji, wymieniamy się wzajemnie informacjami o poziomie ich pracy. Są to ludzie cudowni, pasjonaci, często artyści o niesamowitych pomysłach i nasi wypróbowani sprzymierzeńcy. Ich programy są efektem pomysłowości ich autorów, fantazji, oraz głębokiego zrozumienia cichych potrzeb „mieszczucha”, który na dzień-dwa za aprobatą szefa zamienił służbowy uniform na kurtkę z polaru. Osobiście mam duży szacunek dla ich pracy.
Sprawa, o której piszę, posiada – niestety – drugie dno i to trochę dziurawe. Tak już jest, że gdzie się tworzy coś autentycznego i wartościowego, pojawiają się z czasem kopiści. Kopista, to odtwórca bez polotu i odwagi, nie umiejący tworzyć samodzielnie, a chowający się ze swym warsztatem za plecami popularnego mistrza. Skopiować cudzą pracę jest stosunkowo łatwo. Potem wystarczy ją efektownie opakować i próbować sprzedać, jako własną, korzystając z popularności oryginału. Kopista różni się od właściwego twórcy jeszcze i tym, że pracę swą wykonuje nie z pobudek wyższych, a jedynie dla szybkiego zysku. Kopista nie ponosi żadnego trudu, ani odpowiedzialności, on kopiuje tylko to, co wcześniej sprawdzone i „chodliwe”.
Z moich częstych rozmów z hotelarzami i ludźmi od incentives wynika, iż w ostatnim czasie napływają do nich, oraz do firm, operujących na rynku konferencyjnym, oferty od firm typu „krzak”, które – jak przypuszczam, próbują działać metodami kopisty właśnie. Wymyślają sobie sugestywne i obco brzmiące nazwy, prezentują się, jakby były bardzo znane na rynku, obiecują gruszki na wierzbie po wykupieniu ich usług, a w rzeczywistości gnieżdżą się w podnajętych pakamerach, wyposażonych w peceta i telefon komórkowy.
Pokazano mi niedawno jedną z takich ofert, kierowanych między innymi do dużych firm od incentives. Odniosłem w pierwszej chwili wrażenie, że to pismo z ministerstwa, a przynajmniej z centrali dużego banku, bo chyba tylko tam są działy zwą się z obca departamentami. Jednak i tutaj słowo departament biło bez żenady po oczach, nieświadome, że tego, kto je tam umieścił, naraża co najmniej na śmieszność (w zamierzeniu miało zapewne zadawać szyku?). Trudno mi sobie nawet wyobrazić taki departament w letniej kuchni.
Przypuszczam, że biura zarządu takiej firmy muszą się mieścić na lewo od telewizora w stołowym pokoju. Jest rzeczą oczywistą, że i takie firmy mają prawo na rynku istnieć. Pozostaje jednak sprawą otwartą, jaka jest zawartość oferowanej przez nie usługi - i ta merytoryczna, i ta etyczna....?
Hotel, to miejsce wyjątkowe, to miejsce w jakimś sensie zaczarowane. Hotel, to – jak czytamy na winiecie jednego z branżowych periodyków – dom poza domem. Dobry dom, to dom czysty, zawsze gościnny, prowadzony uczciwie i solidnie. W trosce o tę solidność właśnie i uczciwość w zawodach o dobrą jakość hotelarstwa dzielę się powyższymi spostrzeżeniami w przekonaniu, że hotelarz z prawdziwego zdarzenia oferuje swym klientom usługi tylko sprawdzonej marki. Bo złoto lgnie jedynie do złota.
|